Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.
—   84   —

— Więc trzeba nam się nazawsze pożegnać!... — rzekła. — Wiesz przecie, iż mnie wypędzają, skazują na wygnanie, żywcem wtrącają mnie do grobu... wiesz, że gorzej nawet ze mną postępują, bo i mnie chcą wydać zamąż... tak jest... i mnie także!...
Ludwik pobladł i przycisnął rękę do serca.
— Gdyby to chodziło tylko o moje życie... o!... i ja byłam bardzo prześladowana... tak bardzo, iż byłabym ustąpiła... ale udawało mi się, że tu rozchodzi się o ciebie... walczyłam więc do ostatka, myśląc, że czynię to dla twojego dobra.
— O tak!... skarbie mój najdroższy!... — dziękował król grzecznie raczej, niż namiętnie.
— Kardynał byłby ustąpił, gdybyś był zwrócił się do niego, gdybyś nastawał koniecznie. Rozumiesz przecie... jakiżby to był zaszczyt dla niego, gdyby króla Francji mógł nazwać swym synowcem... Co onby dał za to... gotówby nawet prowadzić wojnę. Mając pewność, iż będzie mógł rządzić sam, pod podwójnym pretekstem, bo wychował króla i dał mu za żonę swą siostrzenicę, zwyciężyłby on wszystkich, zniósłby wszelkie przeszkody... O!... jestem tego najpewniejszą... Jestem kobietą, widzę jasno wszystko, co dotyczy miłości.
Słowa te wywarły na królu dziwne wrażenie. Zamiast ożywić go, zdawało się, iż, mroziły jego namiętność. Zwolnił kroku, milczał przez chwilę i wreszcie odezwał się szybko, jakby zdeterminowany:
— Ha!... cóż robić... próbowałem wszystkich środków...
— Prócz woli stanowczej... nieprawdaż?...
— Niestety — odparł król, rumieniąc się — czyż ja mam wolę?
— O!... — westchnęła Marja, którą boleśnie dotknęły te słowa.
— Król może mieć taką tylko wolę, jaką dyktuje mu polityka, jaką narzuca mu dobro państwa.
— To znaczy, Najjaśniejszy Panie, iż mnie nie kochasz... o!... nie tłomacz się... gdybyś mnie kochał, zdobyłbyś się na krok stanowczy.