Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.
—   89   —

to nie była rzecz nagła, konieczna, nie ośmieliłbym się nigdy i zniknąłbym, niemy, mały, taki, jaki zawsze byłem.
— Co?... zniknął?... nie rozumiem cię, poruczniku.
— Krótko mówiąc, przychodzę prosić o zwolnienie mnie, Najjaśniejszy Panie!...
Król poruszył się gwałtownie, nie mogąc ukryć zdziwienia; porucznik stał, jak posąg kamienny.
— Zwolnienie?... ciebie?... A na jak długo, proszę?...
— Na zawsze, Najjaśniejszy panie.
— Co?... co?... Chcesz opuścić służbę, poruczniku?... — zawołał król z ruchem znaczącym więcej nieco niż zdziwienie.
— Niestety, Najjaśniejszy Panie.
— Niemożliwe!...
— Najjaśniejszy Panie... starzeję się, trzydzieści cztery, czy trzydzieści pięć lat noszę zbroję... moje biedne ramiona już się zmęczyły... Czuję, iż trzeba ustąpić miejsca młodszym. Nie z tego ja wieku jestem, Najjaśniejszy Panie... jedną nogą stoję w ubiegłym... dlatego też wszystko oczom moim wydaje się dziwne... wszystko sprawia mi zawrót głowy... Krótko i węzłowato, mam zaszczyt prosić Waszą Królewską Mość o zwolnienie mnie ze służby.
— Poruczniku... — odezwał się król, spoglądając na oficera, na którym mundur leżał tak zgrabnie, tak swobodnie, że mógłby mu tego pozazdrościć niejeden młodzik — jesteś zdrów, silny, silniejszy ode mnie nawet...
— O! — odrzekł porucznik z uśmiechem fałszywej skromności — Wasza Królewska Mość mówi mi to, ponieważ oko mam jeszcze dość wprawne, nogę dość pewną, ponieważ nieźle jakoś trzymam się na siodle, a i wąs mam jeszcze czarny... Ale, Najjaśniejszy Panie!... wszystko to marność nad marnościami... złudzenie... pozór... dym... Najjaśniejszy Panie. Wyglądam dość młodo, to prawda, ale w głębi jestem stary... a za jakie sześć miesięcy, jestem tego najpewniejszy, będę już złamany, bezsilny, do niczego... a więc, Najjaśniejszy Panie...
— Poruczniku — przerwał król — proszę przypomnieć sobie swe własne słowa, wczoraj wypowiedziane... mówiłeś mi tu,