Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

poczętych. Jestem więc gotów poślubić infantkę Marję-Teresę. Od tej chwili możesz, panie kardynale, rozpocząć stosowne rokowania.

Najżyczliwszy
Ludwik“.

Król odczytał list ten raz jeszcze, poczem własnoręcznie go zapieczętował.
— Proszę to doręczyć panu kardynałowi.
Dworzanin odszedł.
W bramie, prowadzącej do pokojów Mazariniego, spotkał Bernouina, z niepokojem oczekującego już wiadomości od króla.
— No i cóż?... — zapytał pokojowiec ministra.
— Oto list do Jego Eminencji — odrzekł dworzanin.
— List?... he, he... spodziewaliśmy się tego po dzisiejszej rannej wycieczce...
— Jakto?... wiedziano więc, że Jego Królewska Mość...
— Ba!.. obowiązkiem pierwszego ministra jest wiedzieć o wszystkiem... Jego Królewska Mość błaga nas pewno...
— Nie wiem, ale to wiem, że wzdychał, pisząc ten list.
— Tak, tak, wiadomo, co to znaczy... wzdycha się zarówno ze szczęścia, jak i ze zmartwienia.
— A jednak król nie miał wcale miny uszczęśliwionego, gdy powracał.
— Boś pan musiał źle patrzeć. Zresztą widziałeś króla dopiero za powrotem, gdyż Jego Królewska Mość wyjechał tylko w towarzystwie oficera muszkieterów. Ale ja miałem w ręku teleskop Jego Eminencji i przyglądałem się, gdy pan kardynał się zmęczył. Wiem napewno, że oboje płakali!..
— Czy także ze zbytku szczęścia?..
— Nie, ale z miłości, i przysięgali sobie po tysiąc razy. Król przysięgi dotrzyma... Ten list to jego pierwszy krok.
— A cóż Jego Eminencja myśli o tej miłości, która zresztą dla nikogo nie jest tajemnicą?
Bernouin ujął pod ramię dworzanina króla Ludwika i, wchodząc na schody: