Kiedy Malicorne przybył do Orleanu, dowiedział się, że hrabia de Guiche udał się do Paryża.
Spocząwszy zatem dwie godziny, w dalszą pojechał drogę.
W nocy przybywszy do Paryża, stanął w małym zajezdnie, gdzie podczas swoich częstych wycieczek do stolicy zwykł był mieszkać i nazajutrz, o ósmej zrana, przedstawił się w pałacu Grammont.
W samą porę przybył Malicorne.
Hrabia de Guiche gotował się do pożegnania księcia, który wyjeżdżał do Havre, gdzie kwiat szlachty francuskiej udał się na powitanie księżniczki angielskiej.
Skoro Malicorne wymówił nazwisko Manicampa, natychmiast został wprowadzony do hrabiego.
Hrabia de Guiche znajdował się właśnie na dziedzińcu pałacu Grammont, oglądając konie i powozy, które służba mu okazywała.
Hrabia ganił, lub chwalił ubiory, konie, zaprzęgi, powozy, kiedy wśród tak ważnego zatrudnienia usłyszał nazwisko Manicampa.
— Manicamp!... — zawołał — niech wejdzie, niech wejdzie!
I postąpił kilka kroków naprzeciw przybywającemu.
Malicorne zbliżał się także, patrząc na twarz hrabiego, który się zdziwił, widząc przed sobą nieznaną figurę zamiast tej, którą zapowiedziano.