— Jakto!... — zawołał de Guiche — nie wiem u djabła, gdzie to widziałeś, panie de Wardes?...
— Mam przykład.
I znacząco spojrzał na Bragelonna.
— Powiedz więc.
— Czy wiesz, kogo mianowano kapitanem muszkieterów? — odrzekł de Wardes. — Godność, która więcej znaczy niż parostwo, godność, która daje wstęp do marszałkowstwa...
Raul począł się rumienić, bo odczuł, dokąd de Wardes zmierza.
— Nie wiem — odpowiedział hrabia — niedawno, bo przed ośmiu dniami, miejsce to wakowało i król odmówił nawet księciu, który prosił o nie dla jednego ze swoich ulubieńców.
— A więc, dowiedz się, mój drogi; król odmówił księciu, a dał godność jakiemuś rycerzowi d‘Artagnan, który przez trzydzieści lat włóczył miecz po przedpokojach.
— Za pozwoleniem pańskiem — odparł Raul, spoglądając surowo na pana de Wardes — pan zapewne nie znasz tego, o którym mówisz.
— Ja nie znam pana d‘Artagnana?... O!... mój Boże, a któż go nie zna?...
— Ci, którzy go znają, panie — odparł Raul z powagą — muszą przyznać, że jeżeli nie jest najpierwszym szlachcicem na świecie, nikomu nie ustąpi w odwadze i prawości. Oto jest moje zdanie o tym człowieku, a znam go od mojego przyjścia na świat.
Pan de Wardes chciał coś odpowiedzieć, ale hrabia de Guiche mu przerwał.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —