— Dziękuję, — odpowiedział młodzieniec, — hrabia jest zdrów.
Błyskawica nienawiści zajaśniała w oczach pana de Wardes.
Hrabia de Guiche zdawał się nie zważać na to i, podawszy rękę Raulowi, rzekł;
— Wszak prawda, Bragelonnie, że połączysz się z nami w Palais-Royal?...
Następnie dając znak panu de Wardes, aby szedł za nim, rzekł:
— Jedziemy, pójdź, panie Malicorne.
Nazwisko to zwróciło uwagę Raula.
Zdawało mu się, że słyszał gdzieś dawniej to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach. Kiedy nawpół zamyślony, nawpół zagniewany rozmową z panem de Wardes, szukał go w pamięci, trzej młodzi ludzie podążali ku Palais-Royal, gdzie mieszkał książę, brat króla. Malicorne domyślił się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że młodzi ludzie mają z sobą coś do pomówienia. Poowtóre, że na równi z nimi iść nie powinien.
Pozostał więc w tyle.
— Czyś oszalał?... — rzekł hrabia de Guiche do swojego towarzysza, kiedy oddalił się o kilka kroków od pałacu de Grammont — napadasz na d‘Artagnana i to przy Raulu!...
— To cóż z tego?... — odpowiedział de Wardes.
— Jakto cóż z tego?...
— Zapewne; czyż nie wolno mówić o panu d‘Artagnanie?...
— Ale wiesz, że pan d‘Artagnan należy do owego sławnego i strasznego oddziału wojska, który zwie się muszkieterami.
— Być może; ale to nie przeszkadza mi nienawidzieć pana d‘Artagnana.
— Cóż ci on takiego zawinił?...
— Mnie?... nic a nic.
— A dlaczegóż go nienawidzisz?...
— Zapytaj cieniów mego ojca.
— Prawdę mówiąc, mój de Wardes, zadziwiasz mnie. Pan d‘Artagnan nie należy do ludzi, którzy zostawiają po sobie
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —