— Jeszcze jednę uczyń mi łaskę, mój przyjacielu.
— Rozkaż; jestem tu panem.
— Powiedz mi, co to za pan tam się przechadza?
— Gdzie, tam?
— Za tym szeregiem wojska.
— Z lokajem?
— Tak jest.
— W towarzystwie tego hultaja, czarno ubranego?
— To, to, to.
— To pan Getard.
— Co to za pan Getard, mój przyjacielu?
— Jest to architekt domu. Ale on nic nie ma do fortyfikacyj, one wyłącznie do mnie należą. Zupełnie.
— Teraz zaś powiedz mi — pytał d‘Artagnan — czy ten hultaj, co idzie z panem Getard, także należy do domu pana Fouquet?
— To jest — odpowiedział Porthos z lekceważeniem — pan Jupenet, albo Juponet, rodzaj poety.
— Który tu osiadł?
— Pan Fouquet dosyć ma u siebie poetów: Scudery, Sorel, Pelisson, La Fontaine. A jeżeli mam ci prawdę powiedzieć, mój przyjacielu, ten poeta hańbę mu przynosi.
— Na szczęście, on tutaj nie jest poetą.
— Jakto, a czemże jest?
— Drukarzem. Dobrze, że mi przypomniałeś, mam temu hultajowi coś powiedzieć.
— Powiedz mu.
Porthos skinął na Juponeta, który, ujrzawszy d‘Artagnana, nie miał się ochoty zbliżyć.
Porthos powtórnie go przywołał.
Wezwanie było tak rozkazujące, że mu należało ulec.
Zbliżył się więc.
— Cóż u licha — rzekł Porthos — ledwieś wczoraj wylądował, a już broisz.
— Jakto, panie baronie?... — zapytał drżący Juponet.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —