— Nie sam — odezwał się Raul — ja z tobą wsiadam, naturalnie.
Raul, wolny od wszelkiej namiętności, zimna krwią mierząc niebezpieczeństwo, dał się chętnie wciągnąć w sprawę, która trwożyła pana de Wardes.
Właśnie statek ruszał, gdy hrabia de Guiche zawołał:
— Hola! nam trzeba dwóch miejsc.
I, zawinąwszy pięć, czy sześć pistolów w kawałek papieru, rzucił je przewoźnikom.
— Zdaje się, że panowie nie lękacie się słonej wody — rzekł sternik.
— My niczego się nie boimy — odpowiedział hrabia de Guiche.
— Zatem siadajcie, panowie.
Statek zbliżył się do brzegu, a młodzi ludzie jeden po drugim wskoczyli nań.
— Dalej, śmiało, dzieci — rzekł de Guiche — jeszcze jest dwadzieścia pistoli w tej kiesce, a jeżeli szczęśliwie przybijecie do statku admiralskiego, będą one waszem.
Natychmiast zaczęto robić wiosłami i lekka łódź wyniosła się nad wzburzone bałwany.
Wszyscy obecni zainteresowali się tym śmiałym odjazdem; cała ludność Havru goniła łódź spojrzeniami.
Niekiedy wątła łódź spływała nad pieniące bałwany; potem nagle zapadała się w przepaść ryczącą i zdawało się, że ginie.
Po godzinnej walce z żywiołami, łódź przybyła nakoniec do statku admiralskiego, od którego właśnie odpływały dwie łodzie, mające jej iść w pomoc.
Na pokładzie admiralskiego okrętu, opatrzonego baldachimem i firankami, stała królowa wdowa i młoda księżniczka, mając przy boku admirała, hrabiego Norfolk. Z trwogą patrzyły na słabą łódkę to wynosząca w górę, to znowu rzucaną w przepaść.
Osada okrętowa dziwiła się odwadze walecznych, zręczności sternika i sile majtków.
Radosny okrzyk powitał ich przybycie.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.
— 125 —