Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

W tej chwili ukazał się młodzieniec cudnej urody, świecący bogatem ubraniem i bronią. Zbliżył się do księżniczek, rozmawiających z hrabia Norfolk, i wyrzekł głosem, który zdradzał jego niecierpliwość:
— Panie, trzeba wylądować.
Na te wyrazy księżniczka powstała i chciała przyjąć rękę, którą jej podawał młodzieniec z żywością, pełną dziwnego wzruszenia, gdy admirał stanął pomiędzy nią a młodzieńcem.
— Cierpliwości, milordzie Buckingham — rzekł — wylądowanie dla dam jest niemożliwe. Teraz morze jest wzburzone; lecz o godzinie czwartej wiatr ucichnie i wieczorem będzie można wyładować.
— Za pozwoleniem, milordzie, — odpowiedział Buckingham ze złością, której nie starał się ukryć. — Zatrzymujesz księżniczki, nie mając do tego prawa. Na nieszczęście, one już do Francji należą i Francja upomina się o nie przez swoich posłów.
I wskazał ręką hrabiego do Guiche i Raula, którym się ukłonił.
— Nie sądzę — odpowiedział admirał — aby ci panowie chcieli narażać życie tak dostojnych osób.
— Milordzie, ci panowie przybyli pod wiatr, a nie sądzę, aby z wiatrem było równie wielkie niebezpieczeństwo.
— Ci panowie są nieustraszeni — wtrącił admirał. — Widziałeś pan, że wielu było w porcie, a nikt nie miał odwagi im towarzyszyć. Oni zaś, pragnąc co rychlej złożyć hołd księżniczce i jej czcigodnej matce, nie lękali się burzy, strasznej nawet dla majtków. Lecz ci panowie, których stawiam za przykład marynarzom, nie mogą być przykładem dla dam.
Spojrzenie, rzucone ukradkiem przez księżniczkę, wywołało rumieniec na twarz hrabiego.
Spojrzenia tego nie dojrzał Buckingham. Oczy jego strzegły tylko Norfolka. Widać, że był zazdrosny o admirała i pałał żądzą wyrwania dam z jego pokładu, na którym on był królem.
— Zresztą — odpowiedział Buckingham — odwołuję się do zdania księżniczki.