— A ja, milordzie — odpowiedział admirał — odwołuje, się do mojego sumienia i odpowiedzialności. Przyrzekłem, że odwiozę księżniczkę zdrową do Francji i muszę dotrzymać słowa.
— Jednakże...
— Słowa twoje są zbyteczne, milordzie.
— Milordzie, zważaj na to, co mówisz — z dumą odpowiedział Buckingham.
— Najzupełniej zważam i raz jeszcze to powtórzę. Ja, milordzie, tutaj dowodzę i wszystko jest mi posłuszne; morze, wiatr, statki i ludzie.
Słowa te były wyrzeczone z dumą i godnością. Raul uważał, jakie one wrażenie sprawią na Buckinghamie. Buckingham zadrżał na całem ciele i musiał się oprzeć o podporę namiotu, aby nie upaść; oczy jego zaszły krwią, ręka igrała rękojeścią miecza.
— Milordzie — odezwała się królowa — wybacz, ale jestem zupełnie zdania hrabiego Norfolk — zresztą, choćby nawet czas był tak piękny, jak jest mglisty i wietrzny, powinniśmy poświęcić kilka godzin czasu dla oficera, który nas z taką troskliwością i szczęśliwie przywiózł do brzegów Francja, gdzie ma nas pożegnać.
Buckingham, zamiast odpowiedzieć, spojrzał na księżniczkę.
Henrjetta, zasłonięta firankami, nie słyszała tej sprzeczki, albowiem z zajęciem patrzyła na hrabiego de Guiche, rozmawiającego z Raulem.
Był to nowy cios dla Buckinghama, który w spojrzeniu księżniczki odgadywał więcej, aniżeli ciekawość.
Oddalił się chwiejnym krokiem i zaczepił o wielki maszt.
— Pan Buckingham — rzekła królowa matka po francusku — nie ma nóg marynarza i dlatego jak najprędzej pragnie być na stałym lądzie.
Młodzieniec posłyszał te wyrazy, zbladł, opuścił ręce i oddalił się, łącząc w ciężkiem westchnieniu dawną miłość i świeżą nienawiść.
Tymczasem admirał, nie zważając na gniew Buckinghama,
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 128 —