Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

— Twoja prasa całą noc jęczała — odrzekł Porthos — i spać mi nie dałeś;
— Panie... — bojaźliwie odezwał się Juponet.
— Nie masz zapewne co drukować, więc prasy naderemnie męczyć nie powinieneś.
— Drukowałem, panie, małą poezję mojego pióra.
— Małą poezję! a prasa jęczała, aż przykro było słuchać. Niech tego więcej nie będzie, rozumiesz!
— Dobrze, panie.
— Przyrzekasz?
— Przyrzekam.
— Na ten raz ci przebaczam. Idź sobie precz!...
Poeta odszedł z tą samą pokorą, z jaką przyszedł.
— Teraz — odezwał się Porthos — kiedy zmyłem głowę temu głupcowi, pójdźmy na śniadanie.
— Dobrze — odpowiedział d‘Artaguan — pójdźmy.
— Jednakże — rzekł Porthos — muszę ci zrobić uwagę, że mamy tylko dwie godziny wolnego czasu.
— Zdaje się, że to dosyć; ale dlaczegóż tylko dwie godziny?
— Ponieważ przypływ morza zaczyna się o pierwszej, a z przypływem morza wyjeżdżam do Vannes. Że zaś jutro powracam, zostań w moim domu i rządź, jak ci się podoba. Mam dobrego kucharza i wyborną pownicę.
— Dziękuję ci — odrzekł d‘Artagnan — ja mogę coś lepszego uczynić.
— Jakto?...
— Mówisz, że jedziesz do Vannes?...
— Tak... Do Aramisa.
— Ja z Paryża umyślnie przybyłem, żeby się z nim widzieć.
— Prawda.
— A więc pojadę z tobą.
— Dobrze, kiedy chcesz.
— Zamierzyłem odwiedzić najprzód Aramisa, a potem ciebie, lecz homo proponit, Deus disponit. Zacząłem od ciebie, a skończę na Aramisie.