Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
—   133   —

nie księżniczki; namioty te połączone były z sobą sznurami jedwabnemi, strzeżonemi przez wojsko, tak że plan Buckinghama byt zupełnie zniweczony, jeżeli pragnął on samym tylko anglikom zapewnić przystęp do ratusza.
Miejsce bliskie u wejścia na schody gmachu, które nie zostało zawarte tym jedwabnym sznurem, strzeżone było przez dwa namioty, podobne do pawilonów, których drzwi znajdowały się wprost siebie. Namioty te należały do hrabiego de Guiche i Raula, w czasie ich nieobecności zajęte były jeden przez pana de Wardes, drugi przez pana de Manicamp. Około tych dwóch namiotów i sześciu innych, mnóstwo oficerów, szlachty i paziów błyszczało jedwabiem i złotem. Wszyscy z bronią u boku czekali na skinienie hrabiego de Guiche, lub wicehrabiego de Bragelonne, dwóch naczelników ambasady. W chwili kiedy dwaj młodzieńcy ukazali się na końcu ulicy, wychodzącej na plac, ujrzeli młodzieńca, pędzącego galopem. Jeździec rozpychając tłum ciekawych, wydał okrzyk rozpaczy na widok namiotów.
Był to Buckingham, który, przywdziawszy świetny strój, przybywał oczekiwać na księżniczkę i królowę matkę w ratuszu.
Przy wejściu pomiędzy namioty, zatamowano mu drogę tak, że musiał się zatrzymać. Buckingham, nie władając sobą, podniósł pręt. Wtem dwaj oficerowie chwycili go za ręce.
Jednym z tych oficerów był pan de Wardes, który w tej chwili wydawał jakieś rozkazy, odebrane od hrabiego de Guiche. Na krzyk, sprawiony przez Buckinghama, Manicamp, powstał z właściwem sobie lenistwem i ukazał się z poza firanek.
— Co to za hałas?... — zapytał ze zwykłą łagodnością.
Przypadek zrządził, że w chwili, gdy się odezwał, hałas ustał, że zaś głos jego był mity, wszyscy słuchali go z przyjemnością.
Buckingham odwrócił się i spojrzał na wychudłą twarz i osłabione ciało.
Zapewne postać naszego szlachcica, przybrana skromnie,