jakeśmy powiedzieli, nie nakazywała uszanowania, bo odrzekł z lekceważeniem:
— Co pan jesteś za jeden?...
Manicamp wsparł się się na żołnierzu ogromnej postawy i odpowiedział spokojnie:
— A pan co za jeden?...
— Ja jestem milord, książę de Buckingham. Wynająłem wszystkie domy, otaczające ratusz, a ponieważ nająłem je, do mnie one należą, a skoro do mnie należą, mam prawo przystępu do nich i nikt nie może tamować mi przejścia.
— A któż panu wzbrania?... — zapytał pan de Manicamp.
— Pańskie straże.
— Bo pan chcesz jechać konno, a dany jest rozkaz, aby tylko pieszych przepuszczać.
— Nikt, oprócz mnie nie ma prawa wydawać rozkazów — rzekł Buckingham.
— Jakto, panie?... — zawołał Manicamp milutkim głosem — racz wytłómaczyć mi tę zagadkę.
— Ponieważ, jak powiadam, wszystkie te domy wynająłem.
— Wiemy o tem: bo dla nas tylko plac został.
— Mylisz cię pan, plac, równie jak domy, do mnie należy.
— Przebacz pan, jesteś w błędzie. U nas mówią, że plac jest królewski, a że my jesteśmy królewskimi posłami, plac należy do nas.
— Panie, pytałem, kto jesteś, — zawołał Buckingham, rozdrażniony zimną krwią mówiącego.
— Nazywam się Manicamp, — odpowiedział słowiczym głosem zapytany.
Buckingham wzruszył ramionami.
— Jednem słowem. — rzekł, — kiedy wynajmowałem domy, otaczające ratusz, plac był pusty: te budy zaciemniają widok i proszę je uprzątnąć.
Cichy szmer przebiegł wśród tłumu obecnych. Hrabia de Guiche przybył w tej chwili, rozdzielając tłum, który go przegradzał od Buckinghama, za nim postępował Raul, a pan de Wardes zbliżał się z drugiej strony.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —