W tej chwili, kiedy bogini niezgody zapaliła umysły i miecze zwróciła ku piersiom ludzkim, Raul łagodnie położył rękę na ramieniu księcia.
— Jedno słowo, milordzie, — rzekł do niego.
— Moje prawa, moje prawa!... — wołał burzliwy młodzieniec.
— Właśnie w tym względzie chciałbym z panem pomówić — odpowiedział Raul.
— Dobrze, ale nie lubię długiej rozprawy.
— Jedno tylko zadam pytanie; przekonasz się pan, że nie można być zwięźlejszym.
— Mów pan, słucham.
— Czy to pan, czy książę Orleański ma zaślubić wnuczkę Henryka IV-go?...
— Co pan mówisz?... — zapytał Buckingham, cofając się przerażony.
— Odpowiedz pan, proszę — spokojnie nalegał Raul.
— Panie, czy chcesz ze mnie żartować?... — zapytał Buckingham.
— Odpowiedz pan, a to mi wystarczy. Według mego zdania, nie pan zaślubiasz księżniczkę angielską.
— Zatem pan wiesz to dobrze.
— Przepraszam... z pańskiego postępowania trudno to wywnioskować.
— Ale co znaczy to pytanie?...
Raul zbliżył się do księcia.
— Pańskie uniesienia — rzekł cicho — podobne są do zazdrości, czy wiesz o tem, milordzie?... Zazdrość zaś nie daje się pojąć, gdy kobieta, która jest jej przedmiotem, nie jest ani żoną, ani kochanką; tu zaś tem bardziej, gdy ta kobieta jest księżniczką.
— Panie zawołał Buckingham — czy chcesz znieważać księżniczkę Henriettę?...
— Chyba pan ją znieważasz, milordzie — zimno odpowiedział Bragelonne — przed chwilą na statku admiralskim doprowadziłeś królowę do ostateczności i nadużyłeś cierpliwości admi-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
— 136 —