Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.
—   141   —

więc tym, którzy przybyli, by przywieźć mężowi młodą narzeczoną.
— Ty mu to powiedziałeś?... — zapytał hrabia de Guiche, rumieniąc się.
— Słowo w słowo, nawet dalej zaszedłem.
Guiche poruszył się.
— Powiedziałem mu: Jak patrzyłbyś, mój panie, na szaleńca, gdyby się taki pomiędzy nami znajdował, na szaleńca, któryby inne karmił uczucia, oprócz należnego uszanowania dla księżniczki, zaręczonej naszemu panu?
Te słowa tak były skierowane do hrabiego de Guiche, że zbladł i zaledwie zdołał jednę rękę wyciągnąć do Raula, a drugą zakryć czoło i oczy.
— Ale Bogu dzięki — mówił dalej Raul, nie zważając na ruchy przyjaciela: — francuzi, których nazywają lekkimi i nierozważnymi, umieją zastosować swoje uczucia i wziąć je pod surowy rozbiór wobec kwestyj przyzwoitości. Prócz tego, dodałem, wiedz, panie de Buckingham, że szlachta francuska służy swoim monarchom, zarówno poświęcając im swe namiętności, jak majątek i życie, a kiedy wypadkiem szatan wznieca w nas złe myśli, które palą serce, krwią własną gasimy pożar i tym sposobem potrójnie ocalamy nasz honor — honor kraju, ukochanej osoby i własny. Tak my postępujemy, panie de Buckingham, tak winien postąpić człowiek prawy. Otóż tak, mój przyjacielu, mówiłem do pana Buckingham i skłoniłem go do przyznania mi zupełnej słuszności.
Hrabia de Guiche ze schyloną głową słuchał słów Raula, a gdy ten skończył, wyprostował się nagle i drżącą ręką pochwycił dłoń Bragelonna.
— Dobrześ powiedział — rzekł stłumionym głosem — jesteś zuch, mój przyjacielu. Dziękuję ci. Teraz, proszę cię, zostaw mnie samego. Potrzebuję spoczynku. Wiele rzeczy dzisiaj zachwiało moją głowę i serce. Jutro, kiedy przyjdziesz, innym mnie znajdziesz, zaręczam.
— Dobrze więc, odchodzę — rzekł Raul, oddalając się.