Nazajutrz odbywały się uroczystości z całą okazałością, na jaką zdobyć się mogły zasoby miasta. Po kilku godzinach, spędzonych w Havrze, zaczęto gotować się do odjazdu. Księżniczka, pożegnawszy flotę angielską i ukochaną ojczyznę przez uściśnienie jej bandery, wsiadła do karety, której towarzyszyć miał świetny i liczny orszak. Hrabie de Guiche spodziewał się, że książę Buckingham z admirałem powróci do Anglji; lecz młody szaleniec zdołał wmówić w królowę, że nie należy księżniczki prawie opuszczonej zostawiać w Paryżu. Kiedy postanowiono, że książę de Buckingham ma towarzyszyć księżniczce, zebrał on sobie dwór z oficerów i szlachty, mający tworzyć jego orszak. Tym sposobem armja postępowała ku Paryżowi, rozsiewając złoto i blask po wsiach i miastach, przez które przechodziła.
Cała droga była jedną wielką uroczystością. Hrabia de Guiche i książę Buckingham przesadzali się w hojności; Guiche aby w roztargnieniu stłumić pokusy; Buckingham, aby w sercu księżniczki zostawić pamięć ojczyzny, z którą wiązało ją wspomnienie szczęśliwych dni.
Ale, niestety! biedny książę przekonywał się, że obraz Anglji powoli nikł z oczów księżniczki, a natomiast głęboko zakorzeniało się przywiązanie do Francji. W rzeczy samej widzieć mógł, że jego nadskakiwania żadnej nie wzbudzały wdzięczności i że napróżno a wdziękiem kłusował na nieujeżdżonym koniu,