Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
—   146   —

wobec mnie tego tonu. Nienawidzę pana d’Artagnan, bo popełnił podłość względem mojego ojca.
— Kłamiesz — odpowiedział zimno Raul.
— Jak widzę, pan mnie wyzywasz!... — zawołał de Wardes.
— A dlaczego mówisz kłamstwa?
— Wyzywasz mnie, a nie bierzesz miecza do ręki.
— Panie, dałem sobie słowo, że dopiero wtedy zabiję cię, kiedy oddamy księżniczkę jej małżonkowi.
— Mnie zabijesz? o! mój panie, twój pęk rózg nie tak łatwo zabija.
— Nie — odparł zimno Raul — lecz zabija miecz pana d‘Artagnana; a ja nietylko mam ten miecz, mój panie, ale on mnie nauczył nim robić. Tym mieczem, w właściwym czasie, pomszczę się mojej zniewagi.
— Panie!... — zawołał de Wardes — jeżeli mi natychmiast nie dasz zadosyć uczynienia, każdy rodzaj zemsty będzie dla mnie dobry.
— Ho! ho! paniczu — odezwał się nagle przybywający Buckingham — groźba zemsty hańbi szlachcica.
— Co pan mówisz?... — odezwał się de Wardes.
— Mówię, że pan wymawiasz wyrazy, które źle brzmią w uszach angielskich.
— Dobrze więc, panie, jeżeli prawda, co mówisz — rzekł de Wardes rozjuszony — znajduję w tobie człowieka, który mi się nie wyślizgnie. Tłómacz sobie moje wyrazy, jak ci się podoba.
— Tłómaczę je, jak należy — odpowiedział Buckingham z dumą sobie właściwą, która nawet w rozmowie czyniła go mniej miłym. — Pan de Bragelonne jest moim przyjacielem i mnie odpowiesz za jego zniewagę.
Pan de Wardes spojrzał na Bragelonna, który, wierny swojej roli, stał zimny i spokojny.
— Widać, że nie ubliżam panu de Bragelonne, skoro, mając miecz przy boku, nie czuje się obrażonym.
— Ale pan komuś ubliżasz.