Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

jest szlachetny, aby odmówił zadośćuczynienia, którego pan żądasz od wszystkich, wyjąwszy jego samego.
Pan de Wardes obtarł czoło, po którem pot się staczał.
— Wstydź się, panie de Wardes — mówił Raul — nie należy być tak ochoczym do bójki, skoro mamy edykt przeciw pojedynkom, pomyśl pan o tem, że królowi nie będzie się podobało nasze nieposłuszeństwo, zwłaszcza w podobnej chwili.
— Wymówki! wymówki!... — pomrukiwał de Wardes.
— Dzieciństwa prawisz, mój panie de Wardes — odparł Raul — wiesz dobrze, że książę de Buckingham, dziesięć razy wydobywając miecz, jedenasty bić się będzie niezawodnie. Nosi on miecz nie od parady. Co do mnie, wiesz także, że walczyć umiem. Walczyłem pod Sens, Bleanu, Dunes, wobec dział, o sto kroków przed linją, ty zaś byłeś o sto kroków w tyle. Prawda, za wiele tam było ludzi i dlatego kryłeś twoją waleczność; ale tutaj chcesz sprawić widowisko, zgorszenie, i mało cię obchodzi, jakim się to stanie sposobem. Nie licz pan na mnie w tym względzie, abym ja ci dopomógł; nie sprawię ci tej przyjemności.
— To słowa bardzo rozsądne — rzekł Buckingham, wkładając miecz do pochwy — przepraszam cię, panie de Bragelonne, żem się uniósł w pierwszym zapędzie.
Tymczasem Wardes wściekły, ze wzniesionym mieczem postępował naprzód, grożąc Raulowi, który nawet się nie zasłaniał.
— Ostrożnie, panie — mówił Bragelonne — oko mi wybijesz.
— Więc nie chcesz się pan bić!... — zawołał de Wardes.
— W tej chwili nie, ale przyrzekam, że będę się bił, skoro tylko przybędę do Paryża: zaprowadzę cię do pana d‘Artagnana, któremu będziesz mógł objawić urazę, jaką masz do niego. Pan d‘Artagnan zażąda pozwolenia od króla, a skoro je otrzyma, możesz pan otrzymać lekcję, która cię nauczy przepisu ewangelicznego przebaczania uraz.
— Ha!... — wykrzyknął de Wardes, rozjątrzony zimną krwią, Bragelonna — widać, żeś pół bękartem, pół Bragelonnem.