Raul zbladł jak kołnierz od koszuli; oko jego rzuciło błyskawice, że aż pan de Wardes zadrżał. Nawet książę de Buckingham, rażony tem spojrzeniem, poskoczył pomiędzy dwóch przeciwników, sądząc, że walka jest nieuchronną. De Wardes zachował obelgę tę na ostatek; konwulsyjnie ściskał swój miecz i czekał walki.
— Masz pan słuszność — rzekł Raul, ostatnie czyniąc wysilenie — znam tylko nazwisko mojego ojca; lecz wiem, jako hrabia de la Fere jest człowiekiem honoru i sądzę, że powinieneś się lękać swych słów o jakiejś plamie na mojem urodzeniu. Niewiadomość nazwiska mojej matki jest dla mnie nieszczęściem, a nie hańbą; jesteś więc pan nieludzkim i nieuczciwym, wyrzucając mi nieszczęście. Mniejsza o to, dopuściłeś się zniewagi i tym razem czuję się obrażonym. Zgoda więc, gdy się pan załatwisz z panem d‘Artagnan, ze mną będziesz miał do czynienia.
— Ha! ha!... — odpowiedział de Wardes z gorzkim uśmiechem — podziwiam, panie, twoją roztropność; naprzód przyrzekasz mi cięcie pana d‘Artagnan, a po otrzymaniu przeze mnie, ofiarujesz mi swoje.
— Nie troszcz się pan o to — odpowiedział Raul, wstrzymując wybuch gniewu — pan d‘Artagnan biegłym jest w sztuce robienia bronią i będę go prosił, aby uczynił to dla ciebie, co zrobił dla twego ojca, to jest, aby cię nie zabijał odrazu i mnie zostawił przyjemność, kiedy wyzdrowiejesz, zabić cię naprawdę; bo jesteś, panie de Wardes, złym człowiekiem i niema co cię ochraniać.
— Będę ostrożny — rzekł de Wardes — bądź pan o to spokojnym.
— Panie — zawołał Buckingham — pozwól wytłómaczyć twoje wyrazy tą radą, jaka udzielę panu de Bragelonne — panie wicehrabio, noś zbroję.
De Wardes zacisnął pięści.
— O!... rozumiem — rzekł — ci panowie chcą czekać, aż się zabezpieczą w zbroje.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —