Podróż z Belle-Isle do Sarzeau odbyła się pośpiesznie, dzięki jednemu z owych statków korsarskich, o których mówiono d‘Artagnanowi w podróży, a który przeznaczony do przesyłki i łowów, zatrzymał się na chwilę w zatoce Locmaria, gdzie drugi podobny statek, z załogą wojskową, pełnił służbę pomiędzy Belle-Isle i stałym lądem. Tym razem przekonał się d‘Artagnan, że Porthos, jakkolwiek był wielkim inżynierem i topografem, nie był wcale przypuszczony do tajemnic państwa. Pomimo to, dla każdego innego, zupełna jego nieświadomość mogła była uchodzić za zręczne udawanie.
Ale d‘Artagnan doskonale znał Porthosa i umiałby z niego wydobyć każdą tajemnicę z równą łatwością, jak ci starzy lokaje, co to po ciemku znajdują, czego im potrzeba, albo jak wprawni bibliotekarze, którzy wiedzą, na której półce leży jaka książka.
Kiedy więc d‘Artagnan nic nie znalazł, mógł być pewnym, że nic nie było.
— Niech i tak będzie — pomyślał — za pół godziny dowiem się więcej w Vannes, niż Porthos na Belle-Isle wiedział przez dwa miesiące. Ażebym jednak mógł się czego dowiedzieć, potrzeba, aby Porthos nie użył tego samego wybiegu, jaki mu zostawiam do rozporządzenia. Trzeba, żeby nie uprzedził Aramisa o mojem przybyciu.
Wszystko więc w tej chwili ograniczyło się do czuwania nad Porthosem.