sądnie trwonił majątek wtedy, gdy Buckingham tylko wyrzucał pieniądze.
Wieść o tej rozrzutności tak dalece zainteresowała Paryż, że cuda opowiadano o pałacu księcia Buckinghama i pałacu de Grammont.
Tymczasem księżna spoczywała, a Raul pisał do panny de la Valliere.
Już cztery listy wyszły z pod jego pióra, a na żaden nie otrzymał odpowiedzi, gdy oto tego samego dnia, w którym miał się odbyć obrzęd zaślubin księcia w kaplicy pałacu królewskiego, ubierającemu się Raulowi zapowiedziano pana Malicorna.
— Ten pan przybywa z Blois, — zauważył lokaj.
— Niech wejdzie — z żywością zawołał Raul.
Malicorne wszedł z pysznym mieczem u boku, kłaniając się grzecznie.
— Panie de Bragelonne — rzekł — przynoszę panu najpiękniejsze ukłony od pewnej damy.
Raul zapłonił się.
— Od damy z Blois?...
— Tak panie, od panny de Montalais.
— Dziękuje, bardzo dziękuje, teraz pana przypominam sobie i czegóż żąda ode mnie panna de Montalais?...
Malicorne dobył z kieszeni aż cztery listy, które oddał Raulowi.
— Moje listy!... — rzekł blednąc, — moje listy, nawet nie odpieczętowane.
— O!... te listy nie zastały w Blois osób, do których były adresowane i dlatego zostają zwrócone panu.
— Więc panna da la Valiere wyjechała z Blois?... zawołał Raul.
— Osiem dni temu.
— A gdzież się znajduje teraz?...
— Powinna być w Paryżu.
— Lecz jakże się dowiedziano, że to listy ode mnie?...
— Panna de Montalais poznała pańskie pismo i pieczątki.
Raul uśmiechnął się.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.
— 155 —