Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

— To bardzo grzecznie ze strony panny Aurory — rzekł, — zawsze dobra i łaskawa.
— Zawsze, panie.
— Czy była łaskawa dać panu adres panny de la Valliere, bo gdzież jej szukać w Paryżu?...
Malicorne wyjął z kieszeni nową paczkę listów.
— Może tutaj rzekł — znajdziesz pan, co pragniesz wiedzieć.
Raul rozłamał pieczątkę, pismo było panny Aurory i te zawierało wyrazy:

„Paryż, Palais-Royal, w dzień ślubnego obrzędu“.

— Co to ma znaczyć, panie?... — zapytał Malicorna — pan musisz wiedzieć.
— Panna Aurora zabroniła mi mówić.
Raul spojrzał na tę szczególną figurę i zamilkł.
— Ale czy to dla mnie szczęście, czy nieszczęście?... — zapytał.
— Zobaczysz pan.
— Bardzo pan jesteś dyskretny.
— Panie, proszę pana o jedną łaskę.
— A pan mi nie chcesz łaski wyświadczyć!
— Usprawiedliwię się.
— To powiedz pan.
— Pragnę widzieć obrzęd weselny, ale pomimo zabiegów, nie mogłem dostać biletu. Czy pan nie mógłbyś mi go wyjednać?...
— Dlaczego nie?...
— O!... uczyń to pan dla mnie.
— Pójdź pan ze mną.
— Mocno jestem obowiązany.
— Sądzę, że pan jesteś przyjacielem Manicampa?
— Tak, panie. Lecz dziś rano, gdym patrzył, jak się ubiera, upuściłem butelkę z czernidłem na jego nową suknię, za co mnie wyzwał i musiałem uciekać. Oto dlaczego nie mam biletu.
— Rozumiem — rzekł Raul. — Znam Manicampa, wiem, że gotów jest zabić za tak ciężkie przewinienie; ale nagrodzę to panu, biorę płaszcz i służę za przewodnika.