Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
—   159   —

— Panna de Tonnay-Charente.
— Bardzo przyjemna osoba — rzekł książę do Raula.
— Wistocie ładna — odpowiedział Raul — chociaż robi wrażenie zbyt dumnej.
— Znamy się na tem, wicehrabio; za trzy miesiące obłaskawi się nieco; ale patrzaj, nowa piękność.
— A nawet znajoma mi piękność — odpowiedział Raul.
— Panna Aurora de Montalais — rzekła pani de Navaile.
Tak imię jak i nazwisko powtórzył brat królewski.
— Przez Boga!... — zawołał Raul, zwracając oczy na drzwi, przez które wchodziły damy.
— Cóż tam takiego?... — zapytał książę — czy za panną Aurorą de Montalais tak wykrzyknąłeś?
— Nie, mości książę — odpowiedział Raul, blady i drżący.
— Jeżeli nie za panną Aurorą de Montalais, to pewnie za tą blondyną, która po niej nadchodzi. Na honor, śliczne oczy! nieco za szczupła, ale ma wiele wdzięku.
— Panna de la Baume Le blanc de la Valliere — rzekła pani de Navaille.
To nazwisko odbiło się w głębi piersi Raula i mgła wzrok mu zakryła.
Nie widział nic i nie słyszał, tak, że książę, nie znajdując w nim echa swoich żarcików, oddalił się, aby zbliska patrzeć na młode piękności.
— Ludwika tutaj? Ludwika damą honorową księżny?... — mówił do siebie Raul.
I oczy jego, nie mogąc pokonać umysłu, przeniosły się z Ludwiki na Montalais, to znowu odwrotnie. Zresztą Montalais pozbyła się już przybranej lękliwości, którą okazywała w czasie przedstawienia i ukłonów.
Panna de Montalais spoglądała więc z niejaką pewnością po wszystkich obecnych i, znalazłszy Raula, bawiła się jego zdziwieniem, w jakie go wprowadziło spotkanie jej i Ludwiki.
Co do Ludwiki, czy to z wrodzonej lękliwości, czy z innej nieodgadnionej przyczyny, stała ona ze spuszczonemi oczami, zmie-