Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
—   161   —

— A! prawda — odpowiedziała Montalais ze zwykłem trzpiotostwem. — Nie wiesz o niczem i wiedzieć nie możesz. Pan de Bragelonne pisał do ciebie cztery listy, a że tylko twoja matka była w Blois obecna, trzeba było się starać, aby one nie wpadły w jej ręce; ja przejmowałam je i wszystkie razem odesłałam panu Raulowi, który sądził, że jesteś w Blois a nie w Paryżu, i nie wiedział o twojem wyniesieniu.
— A dlaczegóż nie uprzedziłaś pana Raula, jak cię o to prosiłam?... — zawołała Ludwika.
— Dlatego, aby nie rozumował i nie domyślał się, jakim sposobom pozyskałyśmy tę godność.
— Czyż jestem tak surowy?... — zapytał Raul.
— Zresztą — dodała Montalais — nie na rękę było mi o tem donosić. Kiedym miała do Paryża wyjeżdżać, Ludwika płakała gorzkiemi łzami; wytłumacz pan to sobie, jak ci się podoba: prosiłam zatem mojego protektora, aby taka samą nominację, jak dla mnie, wyjednał i dla Ludwiki i uzyskał ją. Ludwika wyjechała dla przygotowania strojów, a ja zostałam w Blois i odbierałam pańskie listy, które ci zwróciłam, dodając jeden wyraz, przyrzekający niespodziankę. Otóż jest dzisiejsza niespodzianka, i sądzę, że pan z niej jesteś zadowolony. Panie Malicorne, pójdźmy i zostawmy ich samych, bo zapewne mają o czem pomówić. A co, panie Malicorne, czy to nie zaszczyt podać rękę damie honorowej?
— Przebacz, pani — rzekł Raul, zatrzymując płochą dziewczynę i nadając swoim wyrazom powagę, sprzeczną z lekkomyślnością panny de Montalais — przebacz, ale chcę wiedzieć nazwisko protektora; bo jeżeli on tobą, pani, opiekuje się, to czyni zapewne dla ważnych powodów. — Raul ukłonił się — ale nie sądzę, aby dla tej samej przyczyny opiekował się panną de la Valliere.
— A! mój Boże — odpowiedziała z prostotą Ludwika — rzecz bardzo prosta i nie myślę wcale jej ukrywać. Moim protektorem jest pan Malicorne.