Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

Bragelonne wyjąkał jakiś niezrozumiały wyraz.
— Zapewne — mówił Athos spokojnie — namiętność twoja musi być silna, skoro, pomimo mojej niechęci, trwasz w swojem uczuciu.
Raul drżącą ręką dotknął czoła i otarł pot, po niem spływający.
Athos spojrzał na niego i litość odezwała się w jego sercu.
Powstał.
— Dobrze — rzekł — to są moje osobiste uczucia, które nie mają związku z twojemi; odwołujesz się do mnie i nie mogę odwrócić się od ciebie: powiedz, czego żądasz?...
— Najprzód, twojej, panie, powolności — rzekł Raul, biorąc go za rękę.
— Mylisz się pod względem moich uczuć, Raulu, w mojem sercu więcej, niż powolność, dla ciebie się odzywa.
Raul pocałował rękę Athosa z uczuciem namiętnego kochanka.
— Dobrze, dobrze — rzekł Athos, — jestem gotów, cóż trzeba uczynić dla ciebie?...
— Nic, nic, panie; tylko byłoby dobrze, abyś raczył napisać do króla i żądał dla mnie pozwolenia na zaślubienie dla panny de la Valliere.
— Słusznie mówisz, Raulu. W rzeczy samej, po mnie, albo raczej przede mną, masz pana, którym jest twój monarcha, dobrze więc, że żadnego z nas nie pomijasz.
— O!... panie.
— Natychmiast zadośćuczynię twemu żądaniu.
Hrabia zbliżył się do okna i zlekka się wychylił.
— Grimaud!... — zawołał.
Wierny sługa ukazał się z głębi kępy jaśminowej, którą porządkował.
— Konie — rzekł hrabia.
— Panie, co znaczy ten rozkaz?... — zapytał Raul.
— Za dwie godziny wyjeżdżamy.
— Dokąd?...
— Do Paryża.