— Kiedy walczymy, giniemy na wojnie — odpowiedział łagodnie młodzieniec, pozwalając brać górę rozpaczy.
Anna pobiegła do niego i wzięła go za rękę.
— Villiersie — rzekła do niego po angielsku z gwałtownością, której nic oprzeć się nie zdoła — czego żądasz?... Czy chcesz, aby matka poświęciła syna, królowa honor swojego domu?... Jakto, czy dla oszczędzenia tobie łez, aż dwie zbrodnie mam popełnić?... Wspominałeś o tych, którzy pomarli; lecz byli oni pełni uszanowania i umieli ulegać; oni poddali się wygnaniu i unieśli z sobą rozpacz, jako jedyny skarb serca, albowiem rozpacz pochodziła od ukochanej kobiety, albowiem taka śmierć była jakby darem niebios.
Buckingham powstał ze zmienioną twarzą i rękami, złożonemi na sercu.
— Masz słuszność, pani — rzekł — ale ci, o których mówisz otrzymali rozkaz z ust osoby ukochanej, nie wypędzano ich, ale proszono, aby się oddalili i nie śmiano się z nich.
— O!... nie, wcale się nie śmiano, — odrzekła cicho Anna Austrjacka. — lecz któż ci mówi, że cię wypędzają... któż ci mówi, że nie czują twojego poświęcenia?... Nie mówię ja o nikim, ale o sobie tylko. Jedź, Villiersie, uczyń mi tę łaskę, jaką już zawdzięczałam komu innemu, noszącemu twoje nazwisko.
— Czy to dla ciebie, pani, mam uczynić?...
— Tak, dla mnie samej.
— A czy nikt ze mnie śmiać się nie będzie, czy nikt nie powie: ja tak chciałem?...
— Słuchaj mnie, książę.
Tutaj postać starej królowej przybrała wyraz uroczysty.
— Przysięgam, że prócz mnie nikt tu nie rozkazuje, przysięgam ci, że nietylko nikt z ciebie śmiać się nie będzie, ale nawet chełpić się nie będzie. Licz na mnie, książę, jak ja liczę na ciebie.
— Pani, ale ja jestem w rozpaczy; pociecha, jakkolwiek słodka, nie jest dla mnie zupełną.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.
— 178 —