Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

— Książę, czy znałeś swoją matkę?... — zapytała królowa z pierwszym, uśmiechem.
— Bardzo mało; ale przypominam sobie, że mnie całowała, kiedy płakałem.
— Villiersie — rzekła królowa, obejmując szyję młodzieńca; — jestem matką dla ciebie i nie pozwolę, aby ci łzy wyciskano.
— Dzięki ci, dzięki, pani, — odpowiedział młodzieniec, a wzruszenie głos mu tłumiło; — czuję, że w mojem sercu jest miejsce dla szlachetniejszego uczucia, niż miłość.
Królowa matka spojrzała na niego i ścisnęła mu rękę.
— Idź — rzekła.
— Kiedyż mam się oddalić?... — rozkaż.
— Kiedy ci będzie najdogodniej, milordzie, — odrzekła królowa — jedź, lecz oznacz dzień. Jedź jutro, pojutrze, kiedy ci się spodoba, byleś dzisiaj ten dzień oznaczył.
— Czy to pozostaje do mojej woli?... — zapytał.
— Tak do twojej.
— A więc... zaraz, i nigdy nie wracam do Francji!
Anna Austrjacka zastanowiła się przez chwilę i odrzekła:
— Przyjemnie mi będzie, gdy przyjedziesz, kiedy zasnę na wieki w Saint-Denis, obok mojego królewskiego małżonka.
— Który Waszej Królewskiej Mości tyle zadał cierpienia — odrzekł Buckingham.
— Który był królem francuskim — odpowiedziała królowa.
— Najjaśniejsza Pani, jesteś pełna dobroci, zasługujesz na łaskę niebios i pewnie długie ci jest przeznaczone życie.
— Więc przybądź po wielu latach — odrzekła królowa z przymuszonym uśmiechem.
— Nie przybędę — odrzekł Buckingham — choć jestem młody.
— A to dlaczego?...
— Śmierć lat nie liczy; można umierać młodym, a żyć starcem.
— Książę, co za smutne myśli!... rozwesel je, powróć za dwa lata!... Czytam w pięknej twojej twarzy, że te smutne myśli ulecą z czasem.