Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.
—   183   —

— Alboż ja po to przyszedłem, Najjaśniejszy Panie? to mnie martwi.
— Hrabio, zostaw na boku delikatność, jak się nazywa na rzeczona?
— Panna de la Valiere de la Baume Leblanc — odpowiedział Athos z obojętnością.
— A!... — rzekł król, szukając w pamięci — nazwisko mi znane, margrabia de la Valiere...
— Tak. Najjaśniejszy Panie, to jego córka.
— Czy żyje on jeszcze?
— Umarł. Najjaśniejszy Panie.
— A wdowa, jak mi się zdaje wyszła za pana de Saint-Remy, marszałka księżnej wdowy?
— Wasza Królewska Mość doskonale wiesz o wszystkiem.
— I jej córka została panna honorową młodej księżnej?
— Wasza Królewska Mość lepiej ode mnie znasz tę historię.
Król zamilkł i spoglądał na smutną twarz Athosa.
— Hrabio — rzekł — zdaje mi się, że ta panna nie jest bardzo ładna.
— Nie wiem — odpowiedział Athos.
— Ja widziałem ją i nie uczyniła na mnie wrażenia.
— Wydaje się łagodną i skromną; ale nie jest piękną, Najjaśnejszy Panie.
— Jednak ma piękne, jasne włosy.
— Sądzą, że tak.
— Piękne niebieskie oczy?
— Rzeczywiście.
— Zatem co do wdzięków, nic nadzwyczajnego. Przejdźmy do majątku.
— Piętnaście, do dwudziestu tysięcy liwrów posagu. Najjaśniejszy Panie; ale kochankowie są bezinteresowni, a i ja sam niewiele cenię peniądze.
— Zapewne, kiedy ich nadto; ale gdy są potrzebne... Z piętnastoma tysiącami liwrów nie można żyć na dworze... Doda-