Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
—   185   —

— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział hrabia de la Fere — silną mam wolę dla złych, ale nie sprzeciwiam się ludziom serca. Raul cierpi i jego umysł, swobodny zazwyczaj, staje się ciężkim i ponurym. Nie chcę Waszej Królewskiej Mości pozbawiać usług, jakie jest zdolny wyświadczyć.
— Rozumiem cię — odrzekł król — pojmuję twoje serce.
— A zatem — odrzekł hrabia — nie potrzebuję mówić Waszej Królewskiej Mości, że moim celem jest uzupełnić szczęście tych dzieci, albo raczej tego dziecka.
— I ja również pragnę szczęścia Bragelonna.
— Proszę zatem Waszą Królewską Mość o podpis. Raul będzie miał szczęście przedstawić się Waszej Królewskiej Mości i zyskać Jego zezwolenie.
— Mylisz się hrabio — rzekł król ze stanowczością — powiedziałem ci, że pragnę szczęścia Bragelonna i dlatego sprzeciwiam się temu małżeństwu.
— Lecz Wasza Królewska Mość przyrzekłeś!... — zawołał Athos.
— Bynajmniej; nie mogłem przyrzekać tego, co się sprzeciwia moim widokom.
— Wiem, jak Wasza Królewska Mość jesteś dla mnie łaskawym; ale ośmielam się przedstawić, że ja podjąłem się tego posłannictwa.
— Poseł, hrabio, nie zawsze otrzymuje to, czego żąda.
— A! Najjaśniejszy Panie, jakiż cios dla Bragelonna!
— Ja sam pomówię z wicehrabią.
— Ale, Najjaśniejszy Panie, miłość jest niezłomną.
— Zaręczam ci, hrabio, że i miłość daje się przemóc.
— Na to potrzeba mieć dusze królewską, Najjaśniejszy Panie.
— Nie troszcz się o to. Mam widoki co do Bragelonna; nie mówię, żeby się nie żenił tak młodo, lecz ne chcę, aby żenił, zanim sobie zapewni los, a on godzien jest pomyślności. Jednem słowem, hrabio, chcę, aby zaczekał.
— Najjaśniejszy Panie, raz jeszcze...