Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
—   186   —

— Panie hrabio, mówisz, że przyszedłeś prosić o łaskę?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— To uczyń ty mi ją pierwej i więcej nie wspominaj o tem. Teraz to niepodobna, bo, w czasie wojny, potrzebuję ludzi walecznych i wolnych. Nie śmiałbym posyłać na armaty nieprzyjacielskie człowieka żonatego, ojca familji; zresztą, nie mogę bez ważnej przyczyny obdarowywać Bragelonna, gdyż nie chcę obudzić zawiści w szlachcie.
Athos skłonił się i nic nie odpowiedział.
— Czy tyle tylko, hrabio, miałeś do żądania?... — dodał Ludwik XIV-ty.
— Tylko tyle, i żegnam cię, Najjaśniejszy Panie. Czy mam uprzedzić Raula?
— Oszczędź sobie tej przykrości. Powiedz hrabiemu, że jutro rano będę z nim mówił, dziś zaś ze mną spędzisz wieczór.
Athos skłonił się, wyszedł z gabinetu i znalazł oczekującego Bragelonna.
— A, co panie? — spytał młodzieniec.
— Raulu, król dla nas jest dobry, może nie tak, jak myślisz, ale wogóle łaskaw jest na nasz dom.
— Panie, widzę, że masz mi złą wiadomość powiedzieć — rzekł młodzieniec, blednąc.
— Król sam jutro rano opowie, czy to zła wiadomość.
— Zatem król nie podpisał?...
— Raulu, król chce sam ułożyć twój kontrakt; a chce go uczynić tak wspaniałym, że obecnie nie miał na to czasu. Obwiniaj zatem twoją niecierpliwość, a nie złe chęci króla.
Raul zasmucony, albowiem znał szczerość hrabiego i zarazem jego zręczność, nie mógł wyjść z osłupienia.
— Czy nie pójdziesz ze mną?... — zapytał Athos.
— Przebacz pan, idę — i poszedł za Atosem.
— Kiedy tu jestem — rzekł, nagle się zwracając — czy nie mogę zobaczyć się z d‘Artagnanem?...
— Pozwolisz pan, że go zaprowadzą de jego mieszkania?... — zapytał Bragelonne.
— Dobrze.