Raul, udawszy się do hrabiego de Guiche, zastał go, rozmawiającego z panami de Wardes i Manicamp.
Kiedy Raul wszedł, hrabia de Guiche zbliżył się do niego. Raul, Ściskając rękę przyjaciela, spojrzał na dwóch młodych ludzi, spodziewał się bowiem wyczytać na twarzach, co się działo w ich sercu. De Wardes był zimny i nieprzenikniony. Manicamp zajęty był oglądaniem swojego świeżego stroju.
Guiche poprowadził Raula do oddzielnego gabinetu i prosił go siedzieć.
— Jakże dobrze wyglądasz!...
— To szczególne, bo wcale nie jestem wesoły.
— Równie jak ja, Raulu, źle z miłością na świecie.
— Jak dla ciebie, hrabio, to dobrze; dla mnie najsmutniejsząby była dobra wiadomość o twojej miłości.
— Nie martw się daremnie; bo nietylko, że jestem nieszczęśliwy, ale nadto patrzę na mających powodzenie.
— Nie rozumiem — odrzekł Raul — wytłómacz się, przyjacielu.
— Zaraz mnie pojmiesz. Nadaremnie zwalczałem uczucie, jakie się we mnie zrodziło i opanowało całego; zebrałem całe moje zmysły i całą siłę, zastanowiłem się nad nieszczęściem, jakie sobie gotuję, zmierzyłem je i, chociaż widzę przepaść, idę dalej.