Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

z nim nie było pochlebnym dla syna. Buckingham rozmawiał z Fouquetem, który głośno rozprawiał o Belle-Isle.
— Teraz nie mogę się zbliżyć do niego, — rzekł Raul.
— Czekaj i wybierz stosowna porę, lecz kończ natychmiast, bo palę się cały.
— Patrzaj, oto nasz zbawca — rzekł Raul, spostrzegając d‘Artagnana, który pysznie wyglądając w swoim mundurze kapitana muszkieterów, wszedł jak zwycięzca na galerję.
I Raul skierował się ku panu d‘Artagnan.
— Hrabia de La Fere szuka cię, kawalerze — rzekł.
— Właśnie go opuściłem w tej chwili.
— Myślałem, że cześć nocy z sobą przepędzicie.
— Mamy widzieć się jeszcze.
I, odpowiadając Raulowi, d‘Artagnan błądził wzrokiem to na prawo to na lewo, szukając kogoś, lub czegoś w tłumie osób.
Nagle wlepił wzrok w jeden punkt, jak orzeł, co ujrzał zdobycz.
Raul patrzył w tym samym kierunku i ujrzał, jak hrabia de Guiche i d‘Artagnan kłaniają się sobie nawzajem. Nie mógł jednak poznać, na kogo padło dumne i ciekawe spojrzenie kapitana.
— Kawalerze — rzekł Raul — ty tylko możesz mi wyświadczyć przysługę.
— Jaką, kochany wicehrabio?
— Muszę zamienić parę słów z panem de Buckingham, a że rozmawia z panem Fouquet, pojmujesz, iż mnie nie przystoi przerywać im rozmowy.
— A gdzież jest pan Fouquet?... — zapytał d‘Artagnan.
— Patrzaj pan.
— Na honor, to on, ale czyż sądzisz, że ja mam większe prawo?
— Jesteś człowiekiem znakomitszym.
— Prawda, jestem kapitanem muszkieterów, ale ten tak dawno obiecywany mi stopień tak świeżo otrzymałem, że zapominam o swojej godności.
— Wszak mi pan wyświadczysz tę przysługę?