Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

Z temi słowy opuścił dotychczasowe towarzystwo i postąpił ku Raulowi; lecz idąc zatrzymał się przy stole, przy którym grała królowa matka, młoda królowa i król.
— Raulu — rzekł Guiche — działaj spiesznie.
Buckingham, powiedziawszy jakaś grzeczność księżnej, udał się ku Raulowi.
Raul zbliżał się także do niego. Tylko hrabia de Guiche pozostał na swojem miejscu i patrzył na nich. Manewr ten tak urządzono, że dwaj młodzieńcy spotkali się pomiędzy grupą grającą, a galerją, gdzie przechadzało się kilka poważnych osób.
I kiedy dwie linje miały się zetknąć, trzecia je przecięła.
Książę orleański zbliżył się do Buckinghama.
Książę miał najprzyjemniejszy uśmiech na wymalowanych ustach.
— A! Boże — rzekł z przesadną godnością — cóż mi to powiadają, książę?
Buckingham odwrócił się, nie widział księcia, ale usłyszał jego głos.
Zadrżał mimowoli, lekka bladość powlekła jego twarz.
— Książę!... — rzekł — cóż powiedziano Waszej książęcej mości, że się tak zadziwia?
— Pewną rzecz — odpowiedział książę — która mnie doprowadza do rozpaczy, bo cały dwór żałobą okryje.
— A! Jakże Wasza Królewska Wysokość jesteś dobry — rzekł Buckingham — bo widzę, że mówisz o moim wyjeździe.
— Tak.
— Przeżywszy pięć, czy sześć dni w Paryżu, ja tylko po nim mogę nosić żałobę.
Guiche ze swojego miejsca usłyszał rozmowę i zadrżał mimowoli.
— Odjeżdża — rzekł — co on mówi?
Filip mówił dalej ze swoją uprzejmą minką.
— Chyba, że cię król Wielkiej Brytanji wzywa; wiadomo,