Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

że Karol II-gi, znając się na ludziach, nie może się obejść bez pana; to łatwo pojmujemy; ale żebyśmy cię tracili bez powodu, tego nie pojmuję.
— Mości książę, jeżeli opuszczam Francję...
— Wezwany, to rozumiem; lecz jeżeli moje wstawienie się coś znaczy, będę prosił Jego Królewską Mość Karola II-go, aby cię jeszcze na jakiś czas zostawił z nami.
— Tyle względów Waszej książęcej mości bardzo mnie zobowiązuje, ale otrzymałem wyraźne rozkazy. Mój pobyt we Francji był ograniczony i przedłużyłem go z narażeniem się mojemu miłościwemu panu. Dziś dopiero przypominam sobie, że od czterech dni powinienem był wrócić.
— O!... — rzekł książę.
— Tak! lecz — dodał Buckingham, podnosząc głos tak, aby go nawet księżniczki słyszały — podobny jestem do owego mieszkańca Wschodu, który przez kilka dni spał, słodko marząc i obudził się zdrowym, bo przyszedł do rozumu. Dwór francuski ma takie upojenia, że je do tego snu można porównać, ale przebudzenie musi nastąpić i jechać trzeba. Nie mogę zatem przedłużać mojego pobytu, jak tego żąda Wasza Królewska Wysokość.
— A kiedyż odjeżdżasz?... — zapytał Filip z wyrazem troskliwości.
— Jutro, Mości kisążę, moje powozy już od kilku dni gotowe.
Książę orleański uczynił poruszenie głową, które miało znaczyć:
— Kiedy tak postanowiłeś, niema co już mówić.
Buckingham spojrzał na królowę; wzrok jego spotkał się z oczyma Anny Austriackiej, która mu dziękowała. Młodzieniec ukrył całą boleść serca. Książę oddalił się, jak przyszedł. Ale w tym czasie, z przeciwnej strony zbliżał się hrabia de Guiche.
Raul lękał się, aby niecierpliwy młodzieniec sam nie uczynił propozycji, więc rzucił się naprzeciw niemu.