Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.
—   197   —

— Pan de Wardes zaszczyci mnie swojemi odwiedzinami w towarzystwie swoich i naszych przyjaciół.
W rzeczy samej, za muszkieterem ukazali się panowie de Wardes i Manicamp.
Hrabia de Guiche i książę de Buckingham szli za nimi zdumieni, nie wiedząc, o co chodzi.
Raul przybył z dwoma, czy trzema dworzanami. Wzrok jego błądził po wszystkich stronach pokoju. Spostrzegł hrabiego i stanął przy nim. D‘Artagnan przyjmował uprzejmie swoich gości. Zachował twarz spokojną i uprzedzającą. Wszyscy obecni byli ludźmi znakomitymi i mającymi stanowisko w świecie. Przeprosiwszy każdego z obecnych za sprawioną przykrość, zwrócił się do pana de Wardes, który pomimo panowania nad sobą, nie mógł ukryć pewnego rodzaju zdziwienia i niepokoju.
— Panie — rzekł — teraz, kiedy jesteśmy za murami królewskiego mieszkania; teraz, kiedy bez uchybienia przyzwoitości, możemy głośno rozmawiać, mogę wyjaśnić ci przyczynę, dla której ciebie i tych zacnych panów poprosiłem do siebie. Dowiedziałem się od hrabiego de la Fere, mojego przyjaciela, że rozsiewasz obrażające wieści, mówiąc, że jesteś śmiertelnym nieprzyjacielem, dlatego, żem uchybił twojemu ojcu.
— Prawda, panie, mówiłem to — odrzekł de Wardes, a blada twarz jego nagle się zarumieniła.
— A więc obwiniasz mnie o zbrodnię, albo o nikczemność, racz zatem oskarżenie twoje jaśniej określić.
— Czy wobec świadków?...
— Tak, wobec świadków, widzisz pan, że ich umyślnie w sprawie honoru wybrałem.
— Widać nie oceniasz pan mojej delikatności. Obwiniałem cię, to prawda, ale zachowywałem tajemnicę oskarżenia. Nie wchodziłem w żadne szczegóły, ale objawiałem moją nienawiść przed osobami, których obowiązkiem było dać ją panu poznać. Nie odwdzięczyłeś się pan za moją grzeczność, chociaż obchodziło cię milczenie. W tym razie nie widzę, d‘Artagnan, zwykłej pańskiej roztropności.