Ta strona została uwierzytelniona.
— 211 —
— Szczerze powiedziawszy, żal mi cię, mój Baisemeaux, ale czy umiesz dotrzymać słowa?...
— O!... kapitanie!...
— Zatem, daj mi słowo, że ani ust nie otworzysz przed nikim o tem co ci powiem.
— Nigdy!... nigdy!...
— Dobrze. Idź prosto do pana Fouquet i powiedz mu, że chcesz się widzieć z biskupem.
— Jestem uratowany — zawołał Baisemeaux.
— A słowo honoru?... — zapytał go d‘Artagnan.
— Święte — odrzekł gubernator, wychodząc.
— Życzę ci powodzenia.
— Dziękuję.
— A to śmieszna historja — mówił do siebie d‘Artagnan, pożegnawszy pana Baisemeaux. — Jaki interes może mieć Aramis w zobowiązaniu gubernatora Bastylji?... Ha!... kiedyś się o tem dowiemy.