Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
—   214   —

lowę, iż, powstając, przerwała zabawę i odeszła w głąb swoich apartamentów. Król nie zauważył prawie jej odejścia pomimo, iż okazała pewien smutek i nagłą niedyspozycję.
Opierając się na prawach etykiety, która począł wprowadzać, jako główny żywioł w stosunkach towarzyskich, Ludwik XIV nie okazał najmniejszego wzruszenia; podał rękę bratowej, nie spojrzawszy nawet na brata, i odprowadził ją aż do drzwi jej apartamentów. Zauważono, iż u progu drzwi, Jego Królewska Mość, wolny od wszelkiego przymusu, lub może ulegając silnemu wzruszeniu, wyrzucił z głębi piersi ciężkie westchnienie.
Kobiety, gdyż oku ich nic nigdy nie ujdzie, jak panna Montalais naprzykład, nie omieszkały szepnąć swoim towarzyszkom.
— Król westchnął.
— Księżna westchnęła.
I tak było w istocie.
Księżna westchnęła cichutko, lecz z miną o wiele groźniejszą dla królewskiego spokoju.
Król powrócił do sali gry i chciał z wielu osobami pomówić, lecz widocznem było, że umysł jego stał się mocno roztargnionym.
Pomylił się w rachunkach, z czego nie omieszkali skorzystać przeróżni panowie. To też Manicamp, jakkolwiek mocno zwykle roztargniony, o czem nasi czytelnicy nie wątpią, choć człowiek najuczciwszy w świecie, zebrał na czysto, sposobem najprostszym, ani mniej ani więcej, tylko dwadzieścia tysięcy liwrów, porozrzucanych na suknie, do których, o ile się zdawało, nikt prawnie przyznać się nie mógł.
Król nie odzyskał przytomności umysłu, aż do chwili, w której pan Colbert, czatujący od pewnego czasu, zbliżył się, i chociaż z wielką uniżonością, lecz natarczywie, jedną z rad swoich szepnął do królewskiego ucha, mocno jeszcze oszołomionego. Rada ta wytrzeźwiła Ludwika, i, bezwłocznie spojrzawszy przed siebie, rzekł:
— Czy tu już niema pana Fouquet?
— I owszem, i owszem. Najjaśniejszy Panie — odezwał się