Porthos i d‘Artagnan weszli do biskupstwa oddzielnemi drzwiami, znanemi tylko przyjaciołom.
Zbyteczne mówić, że Porthos służył za przewodnika d‘Artagnanowi. Zacny baron wszędzie był jakby u siebie. Przecież, czy uznając świętość osoby Aramisa i jego charakteru, czy też z przyzwyczajenia szanując to, co okazywało moralna wyższość, Porthos był u Jego wysokości jakoś nieśmiały, co d‘Artagnan zauważył po jego obejściu z lokajami i domownikami.
Nieśmiałość ta jednak nie przeszkadzała pytaniom.
Porthos pytał o wiele rzeczy.
Dowiedziano się więc, że Jego biskupia mość wrócił i że niebowem ukaże się, ale w mniej poważnym stroju, niż go owieczki widywać przywykły.
W rzeczy samej, po upływie kwadransa, w którym oczy dwóch przyjaciół w rozmaitym zwracały się kierunku, otwarły się drzwi sali, i biskup wszedł, przybrany w suknię prałata.
Aramis nosił głowę wzniesioną, jak człowiek, przywykły do rozkazywania; miał na sobie suknię fjoletową, a rękę opierał na biodrze.
Prócz tego zachował mały wąsik i małą bródkę z czasów Ludwika XIII-go.
Za jego wejściem, rozszedł się delikatny zapach, właściwy wytwornym mężczyznom i damom wielkiego świata, który zdaje się od nich rozchodzić.