gubernatorze, wygląda to tak, jak gdybyś robił sobie ze mną ceregiele?...
— O!... bardzo proszę!... Zresztą, wszystko to, na co się mogę zdobyć, aby przyjąć cię, panie, jak mogę najlepiej.
— Dlaczego?...
— Ponieważ żaden panujący nie zdobył się na tyle, coś ty mi, panie, wyświadczył!...
— Znowu zaczynasz!...
— Nie, już nie, panie.
— Mówmy o czem innem. Powied mi pan raczej, czy robisz interesa w Bastylji?..
— Jako tako.
— Zatem więźniowie opłacają się?...
— Nie zanadto.
— O!.. do djabła!...
— Pan Mazarini niedość był ostry.
— A!.. rozumie się, dla ciebie potrzebne byłyby rządy podejrzliwe, jak za dawnego kardynała.
— Tak, za tamtego sprawy szły dobrze. Brat szarej Eminencji zrobił majątek.
— Wierzaj mi, drogi Baisemeaux, — rzekł Aramis, nachylając się do gubernatora, — młody król wart starego kardynała. Jeżeli starość ma swoje nienawiści, przezorności, obawy, młodość zato ma uniesienia gniewu i nieufnoci. Czy spłaciłeś trzyletnie zyski Douvierowi i Tremblay?...
— O!.. tak, mój Boże.
— Tym sposobem pozostaje ci tylko do spłacenia pięćdziesiąt tysięcy liwrów, które przyniosłem.
— A tak.
— Żadnych więc nie masz pan oszczędności?
— A!.. monsiniorze, płacąc tym panom przypadające raty przysięgam, iż wszystko im oddaję, co tylko zarabiam. Właśnie to samo mówiłem wczorajszego wieczoru panu d‘Artagnan.
— A!.. — wykrzyknął Aramis, a oczy mu zabłysły, lecz przygasły natychmiast, — a!... widziałeś się wczoraj z d‘Ar-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.
— 227 —