Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
—   234   —

dierze, to znaczy, taki, który zajmuje drugie piętro wieży Bertaudiere.
— Więc to nazwa jednej z wież Bastylji?... Słyszałem, rzeczywiście, że każda z wież ma swoje przezwisko. A gdzież jest ta wieża?...
— Proszę za mną, o, widzi pan — rzekł Baisemeaux, podchodząc do okna — Druga wieża na lewo.
— Rozumiem. A od jak dawna on tam jest?
— Chyba siedem lub osiem lat będzie!
— Jakto, chyba? Nie znasz dat swoich napewno?
— Nie za moich to czasów, drogi panie d‘Herblay.
— Lecz chyba Louvieres, lub Tremblay, powinni ci byli powiedzieć.
— O! mój drogi panie... tajemnice Bastylji nie przekazuje się wraz z kluczami rządowemi.
— Rozumiem teraz! więzień ten jest tajemnicą, tajemnicą stanu?
— Nie sadzę, aby tak było; jest to tylko taka tajemnica, jak i wszystko, co się dzieje w Bastylji.
— Bardzo pięknie — rzekł Aramis — czemuż tedy swobodniej mówisz o Seldonie, niż o tamtym?...
— O drugim na Bertaudierze?
— Tak.
— Gdyż, według mego zdania, zbrodnia człowieka, co napisał wiersze, nie jest tak wielką jak tego, co jest podobnym do...
— A jednak — przemówił Aramis, utkwiwszy błyszczące spojrzenie w płynny rubin i podniósłszy go do wysokości oczu, jakgdyby chciał wszystkiemi naraz zmysłami używać — tego, co ty nazywasz podobieństwem, ktoś inny może nie zauważyłby nawet.
— O! każdyby to spostrzegł, ktokolwiek znałby tego, do kogo on jest podobny.
— Zdaje mi się, kochany panie Baisemeaux, że to jest poprostu gra twojej wyobraźni.
— Wcale nie, słowo daję.