Baisemeaux z gościem swoim przebyli kilka stopni, prowadzących na wywyższenie, stanowiące niewielki plac; stamtąd doszli do zwodzonego mostu, na którym straż sprezentowała broń przed gubernatorem.
— Panie — przemówił gubernator, zwracając się do Aramisa w ten sposób, aby ani jedno ze słów jego nie uszło uwagi straży — wszak pan masz dobrą pamięć?...
— Dlaczego?... — zapytał Aramis.
— Dla potrzebnych ci planów i wymiarów, bo wiesz przecie, że architektom nawet nie wolno tu do nikogo wchodzić z papierem, piórami i ołówkiem.
— Dobryś!... rzekł sobie w duchu Aramis — okazuje się, że jestem architektem. Może to znowu jaki żarcik d‘Artagnana, który w Belle-Isle widział mnie jako inżyniera.
Następnie głośno dodał;
— Bądź spokojny, panie gubernatorze, w naszym fachu, rzut oka i pamięć wystarczają zupełnie.
Baisemeaux ani mrugnął nawet: straż wzięła Aramisa za tego, za kogo jej przedstawiono.
— Chodźmy najsamprzód na wieżę Bertaudiere — rzekł Baisemeaux podniesionym głosem, aby go straż słyszała.
— Chodźmy — powtórzył Aramis.
Następnie, zwracając się do klucznika, gubernator rzekł:
— Skorzystasz ze sposobności, aby zanieść pod numer 2-gi przeznaczone przeze mnie łakocie.
— A numer 3-ci, drogi panie Baisemeaux, a 3-ci numer!... ciągle o nim zapominasz.
— Prawda.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.
— 238 —