Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

— I ja mu powiedziałem, że ty znajdujesz się w Vannes — mówił Porthos tym samym tonem.
D‘Artagnan uzbroił swoje usta uśmiechem prawie ironicznym.
— Wiedziałem o tem — rzekł — ale chciałem się przekonać.
— O czem?
— Czy nasza przyjaźń zawsze równie jest czuła i czy nasze serca, ostudzone wiekiem, wydadzą jeszcze ten okrzyk radości, jakim się wita dawno niewidzianego przyjaciela.
— Zatem musisz być zadowolony — odpowiedział Aramis.
— I tak i nie.
— Jakto?
— Tak, Porthos kazał mi milczeć, a ty...
— Co ja?
— Dałeś mi swoje błogosławieństwo.
— Cóż chcesz, mój przyjacielu — odpowiedział Aramis — czy biedny kapłan może czem droższem obdarzyć?
— Czy tak, mój przyjacielu?
— Naturalnie.
— Jednak mówią w Paryżu, że biskupstwo w Vannes jest jednem z najlepszych we Francji.
— Mówisz o dobrach doczesnych — odpowiedział Aramis zmieszany.
— Zapewne, bo mnie to najwięcej obchodzi.
— Kiedy ci się podoba, pomówmy o tem — odparł Aramis z uśmiechem.
— Więc przyznajesz, że jesteś najbogatszym prałatem we Francji?
— Mój przyjacielu, skoro mnie pytasz o dochody, powiem ci więc, że biskupstwo w Vannes przynosi rocznie dwadzieścia tysiący liwrów. Jest to djecezja, mająca sto sześćdziesiąt tysięcy dusz.
— Pięknie — podchwycił d‘Artagnan.
— Pysznie — odparł Porthos.
— Jednakże — zaczął znowu d‘Artagnan, przeszywając biskupa spojrzeniem — nie zagrzebałeś się tu na wieki?