Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.
—   242   —

ziemię, jakgdyby muskuły jego uległy naraz obezwładnieniu. Tymczasem, Baisemeaux, nawykły do widoku swego więźnia, nie podzielał wrażeń, doznawanych przez Aramisa, i rozstawiał na stole przyniesiony pasztet i raki, z gorliwością właściwą wytrawnemu sługusowi. Zajęcie to nie pozwoliło mu zauważyć pomieszania Aramisa.
Skończywszy nareszcie, zwrócił się do młodego więźnia:
— Doskonale pan wyglądasz — rzekł — widocznie dobrze się mamy.
— Bardzo dobrze, dziękuję panu — odparł młodzieniec.
Dźwięk tego głosu o mało nie zwalił z nóg Aramisa. Bezwiednie postąpił krok naprzód, wargi mu drżały, jak w febrze. Ruch ten był tak widoczny, że nie mógł ujść uwagi Baisemeaux, pomimo, iż myśl miał czem innem zajętą.
— Przedstawiam panu architekta, który przychodzi tu dla zbadania kominka; czy nie dymi?
— Nigdy, panie.
— Mówiłeś pan, iż nie można być szczęśliwym, siedząc w więzieniu — rzekł, zacierając ręce, gubernator — a jednak masz przed sobą więźnia, który nim jest. Spodziewam się, iż pan nie możesz narzekać?
— Nigdy.
— Hm!.. — szepnął Baisemeaux — czyż nie miałem słusznośći?
— Co począć! mój drogi Baisemeaux! trzeba się poddać losowi. Czy można zadać pytania więźniowi?
— Ile się panu podoba.
— Bądź zatem łaskaw go zapytać, czy wie, za co się tu znajduje.
— Ten pan polecił mi zapytać — odezwał się Baisemeaux — czy wiadoma ci jest przyczyna uwięzienia?
— Nie, panie — z prostotą odparł młodzieniec — nie wiem.
— Ależ to być nie może — rzekł Aramis, unosząc się mimowolnie. Gdybyś nie znał, wściekłośćby cię ograniała.
— Podlegałem jej w początkach.
— A dlaczegóż teraz cię opuściła?