— A to dobre!
— Lub, jeżeli istnieje, to w twojej wyobraźni jedynie, a nawet, gdyby było ono, sądzę, iż lepiejbyś zrobił, nie mówiąc wcale o tem.
— Doprawdy?
— Pojmujesz pan, iż król Ludwik XIV-ty miałby do ciebie śmiertelną urazę za przyczynianie się do rozsiewania pogłoski, że jeden z poddanych jego ma śmiałość być do niego podobnym.
— Prawda, święta prawda — przywtórzył wystraszony Baisemeaux — lecz ja prócz pana do nikogo nie mówiłem o tem, a pojmujesz, monsiniorze, iż liczę na twoję dyskrecję.
— O! bądź spokojny.
— Czy trwasz pan w chęci obejrzenia notatki?... — zagadnął strwożony Baisemeaux.
— Rozumie się.
Rozmawiając tak, powrócili do mieszkania Baisemeaux, który wydobył z szafy regestr osobisty, podobny do tego, który pokazywał Aramisowi poprzednio, lecz opatrzony zameczkiem.
Kluczyk od tego zamka wisiał na kołku wraz z innemi, z któremi Baisemeaux nie rozstawał się nigdy. Złożywszy księgę na stole, otworzył ją na literze M. i wskazał Aramisowi notatkę w rubryce uwag.
„Żadnej książki, bielizna jak najcieńsza, odzież wyszukana: żadnych spacerów, zmiany stróża, żadnej z nikim styczności.
„Instrumenty muzyczne; wszelkie wygody; żywność piętnasto liwrowa, pan Baisemeaux może zażądać więcej, jeżeli piętnaście liwrów nie wystarczy“.
— Dobra myśl — rzekł Baisemeaux — będę żądał.
Aramis zamknął księgę.
— Tak — rzekł — to pismo własnoręczne pana Mazariniego; poznaję. Teraz zaś, drogi gubernatorze — mówił dalej — jakgdyby ostatnia wiadomość wyczerpała jego zainteresowanie — przejdźmy, jeżeli łaska do naszych układów.
— A zatem! jaki termin ma być? Chciej pan sam go oznaczyć.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.
— 247 —