Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.
—   253   —

— Tak, słyszałam.
— Rzecz prosta, odkąd spisek Bretoński został wykryty.
— Mówiono mi, że odkrycie owych fortyfikacyj wyszło na korzyść panu Fouquet.
— Droga moja — ciągnęła Małgorzata — tu chodzi już nie o honor, lecz o zbawienie pana Fouquet. Zanim trzy dni upłyną, upadek pana intendenta będzie faktem dokonanym.
— A to dlaczego?...
— Z najprostszej w świecie przyczyny: Panu Fouquet zabrakło pieniędzy.
— Kto dziś nie ma pieniędzy, jutro może miljony posiadać, droga Małgorzato.
— Ty wszystko widzisz w różowych kolorach, tem lepiej dla ciebie. Szkoda wielka, że nie jesteś Egerją dla pana Fouquet, wskazałabyś mu źródło, skąd mógłby czerpać miljony, których król żądał wczoraj od niego.
— Miljony?... — z przerażeniem wykrzyknęła margrabina.
— Cztery... liczba parzysta.
— Niegodziwa!... — szepnęła pani de Belliere, udręczona tą dziką radością... — Pan Fouquet, jak sądzę, zdobędzie się na cztery miljony, — odparła, dodając sobie odwagi.
— Jeżeli sam jeszcze będzie miał tyle, ile król dzisiaj żąda — rzekła Małgorzata — bardzo być może, iż za miesiąc nie będzie w stanie zadość uczynić woli królewskiej.
— Król będzie żądał od niego pieniędzy?...
— Rozumie się, i oto dlatego ci mówię, że upadek biednego Fouqueta stał się nieuniknionym. Przez dumę będzie dostarczał pieniędzy, ale kiedy zabraknie mu środków, upadnie.
— To prawda, — rzekła ze drżeniem margrabina; — plan jest potężny... Powiedz mi więc, czyż pan Colbert tak strasznie nienawidzi pana Fouqueta?...
— Sądzę, iż nie lubi go wcale.... Zresztą, to człowiek potężny z tego Colberta, zbliska zyskuje on bardzo: pomysły olbrzymie, silna wola i umiejętnśoć ukrywania myśli; on zajdzie daleko.