Cios był tem boleśniejszy, im mniej spodziewany: sporo czasu upłynęło, zanim margrabina przyszła do siebie; lecz, gdy to nastąpiło, natychmiast poczęła rozważać wypadki, patrząc na nie we właściwem świetle. Raczej ze smutkiem, niż z oburzeniem widziała margrabina, że król należał do spisku, ujawniając w sobie dwoistość Ludwika XIII-go, gdy był już starym i skąpstwo Mazariniego, wtedy, gdy nie miał jeszcze czasu obładować się złotem francuskiem. Niebawem jednak umysł dzielnej kobiety odzyskał całą energję, nie tracąc czasu na dociekania, do których skłaniało ja uczucie. Nie należała ona do tych, co płaczu, gdy trzeba działać i bawią się użalaniem nad niedolą, której ulżyć są w stanie. Wsparta czoło na zlodowaciałych dłoniach, a podniósłszy je wkrótce, z energią uchwyciła dzwonek i uderzyła w niego, aby przywołać swoje służebne.
— Czy wszystko gotowe do mego odjazdu?... — zapytała jednej z nich.
— Tak, pani; lecz nie liczono, aby pani margrabina mogła wyjechać do Belliere przed upływem trzech dni.
— Jednakże wszystkie ozdoby i kosztowności są zapakowane?...
— Tak, pani.
Margrabina pomyślała chwilę i rzekła spokojnym głosem.
— Przywołać mego złotnika.