Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

przyjmujesz złoto z oprawy wzamian za gotówkę, która mi oddasz do ręki?...
— Osiemset tysięcy liwrów!... ależ to ogrom!...
— Wiem o tem.
— Niepodobna znaleźć!...
— O!... czemu nie.
— Lecz proszę pomyśleć, pani, jakie wrażenie zrobiłaby w świecie pogłoska o sprzedaży twoich kosztowności!...
— Niktby o tem nie wiedział!... Każesz mi powprawaić fałszywe kamienie na miejsce prawdziwych.
Żadnej odpowiedzi, bo ja tak chcę. Sprzedawaj wszystko oddzielnie. Sam zajmij się sprzedażą kamieni.
— Tak to łatwiej... Książę pan szuka biżuterji, samych kamieni do toalety księżnej. Konkurs ogłoszony. Łatwo przyjdzie umieścić ich u księcia za sześćset tysięcy liwrów. Zaręczam, że pani kamienie będą najpiękniejsze.
— Kiedyż to nastąpi?...
— Za trzy dni.
— Dobrze!... co pozostanie, sprzedasz osobom prywatnym. Tymczasem napisz mi kontrakt z zapewnieniem sprzedaży... Wypłata za cztery dni.
— Pani, pani, zastanów się, zaklinam cię na wszystko... Stracisz na tem sto tysięcy liwrów, jeżeli się tak będziesz śpieszyć.
— Chociażby i dwieście tysięcy, jeżeli trzeba. Chcę, aby dziś wieczorem wszystko było skończone. Przystajesz pan?
— Przystaję, pani margrabino... Nie taję, iż zarabiam na tem pięć tysięcy pistolów.
— Tem lepiej!... Kiedy będę miała pieniądze?...
— Dzisiaj. Czy pani margrabina życzy sobie otrzymać pieniądze w złocie, czy w biletach banku Lyońskiego, płatnych u pana Colberta?...
— Wszystko jedno — żywo odparła margrabina — wracaj pan prędko do siebie i co żywo przynieś mi sumę w biletach, rozumiesz pan?...