— Widzisz — odpowiedział d’Artagnan — że w Anglji mam przyjaciół i mienie, a skarb we Francji. Jeżeli twoje serce odgaduje go, poświęcam tobie. Oto dlaczego przybyłem tutaj.
Jakkolwiek spojrzenie jego było pewne, nie mogło jednak wytrzymać wzroku Aramisa. Zwrócił więc oczy na Porthosa.
— Jakkolwiekbadź — rzekł biskup — dziwny sobie ubiór obrałeś na drogę, mój przyjacielu.
— Wiem o tem. Pojmujesz dobrze, że nie chciałem podróżować, ani jak pan, ani jak rycerz. Od chwili jak zbogaciłem się, jestem skąpy.
— I mówisz, że na Belle-Isle przybyłeś?... — zapytał znowu Aramis.
— Tak jest — odpowiedział d‘Artagnan — spodziewałem się Porthosa i ciebie tam zastać.
— Mnie!... — zawołał Aramis — mnie? — Ja od roku ani razu nie byłem na morzu.
— Nie wiedziałem, że się tak zasiedziałeś.
— Mój przyjacielu, już ci powiedziałem, że nie jestem tym, jakim dawniej bywałem. Koń trudzi mnie, morze osłabia; jestem sobie biedny kapłan, cierpiący, przywykły do surowości życia, które przystoi staremu. Spoczywam już, mój d‘Artagnanie, spoczywam!...
— Tem lepiej, mój przyjacielu, osobliwie, że będziemy sąsiadami.
— Ba?... — rzekł Aramis, z niejakiem nawet nieukrywanem zdziwieniem — sąsiadami!
— A tak.
— Jakto?
— Mam kupić bardzo korzystne saliny w okolicy Poirak i Croisie. Wyobraź sobie, mój przyjacielu, kopalnię, przynoszącą dwanaście od sta rocznie, bez zawodu i kłopotu. Ocean jest dobrym dłużnikiem i co sześć godzin regularnie będzie wnosił procent do mojej kasy. I z tego to właśnie powodu wkrótce będziemy sąsiadami. Będę miał trzy mile ziemi za trzydzieści tysięcy liwrów.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —