— Pojmujesz zatem, margrabino, iż należało dostarczyć ich, następnie kazać policzyć, potem zaciągnąć do ksiąg, a to zabiera dużo czasu. Od czasu śmierci pana Mazariniego, służba finansowa stała się męczącą i trudną, administracja moja jest przeciążoną i dlatego nie spałem noc całą.
— Masz więc pan sumę potrzebną?... — zagadnęła niespokojna margrabina.
— Dziwną byłoby rzeczą, margrabino — wesoło odparł Fouquet — aby nadintendent finansów nie miał w zapasie nędznych czterech miljonów franków.
— Tak, i ja sądzę, iż pan je masz, lub mieć będziesz.
— Co to ma znaczyć, że mieć będę?
— Przecie niedawno temu król od ciebie zażądał dwóch miljonów.
— Przeciwnie, margrabino, zdaje mi się, że wieki upłynęły od tego czasu; lecz nie mówmy o pieniądzach, jeżeli łaska.
— Przeciwnie, mówmy o nich, przyjacielu.
— O!
— Posłuchaj mnie, ja tylko po to przybyłam tutaj.
— Co mi pani zatem chcesz powiedzieć?... — zagadnął nadintendent, patrząc na nią badawczym, niespokojnym wzrokiem.
— Otóż, drogi panie Fouquet, mam trochę pieniędzy, z któremi nie wiem, co począć. Sprzykrzyło mi się kupować ziemię i chciałabym prosić kogoś przychylnego, aby je w obrót puścił.
— Więc pomówimy o tem później.
— Nie później, bo pieniądze moje są tutaj.
Margrabina wskazała kuferek, a otworzywszy go, pokazała zawarte w nim zwoje biletów i stos złota. Fouquet powstał z siedzenia jednocześnie z panią de Belliere; zamyślił się przez chwilę; naraz pobladł okrutnie i, cofnąwszy się, padł na krzesło, ukrywszy twarz w dłoniach.
— O! margrabino! margrabino!... — wyszeptał głosem, zdławionym boleścią.
— Cóż takiego?
— Za kogo mnie uważasz, że czynisz mi taką propozycję?
— Ale co pan sam o sobie myślisz, ciekawa jestem?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.
— 263 —