Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.
—   269   —

i wszelkich użyję wysiłków, aby cię zabić; czuję bowiem, że jeżeli nie zginiesz dziś z mej ręki, wiele złego wyrządzisz tym, którym ja sprzyjam. Oto co miałem ci powiedzieć, panie de Wardes.
I Buckingham złożył mu ukłon.
— A ja, milordzie, taka ci dam odpowiedź. Nienawiści ku tobie nie czułem; lecz teraz, skoro odgadłeś mnie, nienawidzę cię z duszy i uczynię, co będzie w mej możności, aby zabić cię, milordzie.
I także skłonił się Buckinghamowi. Skrzyżowały się szpady, dwie błyskawice mignęły i zgasły wśród ciemnej nocy. Jeden i drugi był dzielnym szermierzem; pierwsze ciosy pozostały bez znaczenia. Noc zapadła szybko, a tak była ciemna, iż nacieranie i obrona odbywały się tylko na domysł. Naraz de Wardes uczuł, iż ostrze jego szpady znalazło opór; utkwił je w ramieniu Buckinghama. Szpada książęca wraz z ramieniem zwisła ku ziemi.
— O!.. syknął.
— Draśnięty, wszak prawda, milordzie, — odezwał się de Wardes, cofając się.
— Tak, lecz bardzo lekko.
— A jednak zniżyłeś broń, książę.
— Tylko pod wrażeniem zimnego żelaza, teraz już to przeszło. Zaczynajmy na nowo, jeżeli łaska.
Ostrza zgrzytnęły szatańsko, szpada Buckinghama utkwiła w piersi de Wardesa.
— Draśnięty — rzekł książę.
— Nie — odparł de Wardes, stojąc jak mur na miejscu.
— Przepraszam; lecz, widząc koszulę skrwawioną... rzekł Buckingham.
— Kiedy tak, — wrzasnął rozwścieczony de Wardes, — strzeż się więc, książę!..
I rzucając się na oślep, przeszył mu na wylot rękę poniżej łokcia. Buckingham, czując obezwładniona prawą dłoń. lewą pochwycił szpadę i zanim de Wardes zdążył się zasłonić, głęboko utkwił mu ją w piersi. Zachwiał się de Wardes, kolana